Wiedźmin 2. Cztery marki
Wiedźmin, odcinek numer 2. Chociaż może tytuł Czarodziejka byłby bardziej na miejscu, bo Geralta jest do kupy może z 10 minut. Tym razem bohater nasz ulubiony znowu jest w karczmie, ale tym razem obiektem zaczepek nie jest on, ale Jaskier. Swoją drogą świat Wiedźmina musi być albo jakimś stykiem różnych wymiarów/uniwersów albo to przeszłość Anglii z Harrego Pottera. Dlaczego, zapytacie? Ano dlatego, że ta karczma wygląda jak Nora, w której mieszkali Weasley'owie, tylko mniej zniszczona i bardziej zadbana. No ale koniec dygresji.
Po lewej karczma z Wiedźmina, po prawej Nora z Pottera.
Po tym, jak bard prosi naszego bohatera o recenzję jego ballady a ten odmawia, śpiewak czepia się go i nie chce dać spokoju, nawet po otrzymaniu wyraźnej sugestii (przejawiającej się ciosem pięści w brzuch). Potem chwila walki z czymś, co miało być chyba diabołem (człowiek zaczyna tęsknić za charakteryzacją z polskiej wersji), jakaś smętna rozmowa o tym, jakie to elfy biedne, bo ludzie je rzezają (zupełnie za niewinnośc, bo one przecież takie dobre i nikomu nigdy by krzywdy nie zrobiły, prawda, panowie Yaevinn, Iorweth i Faolitiarna?) i kończymy właściwie z Geraltem (wątku z Żywią nie uświadczymy, bo po co). Jeszcze tylko piosenka Jaskra o wiedźminie (przyznaję, chwytliwa okrutnie), zmiana zdania tegoż na temat ksywki Rzeźnik z Blaviken (nagle zaczęła mu się podobać) i tyle go było. Przyczepię się jeszcze tylko do tego, że "Dolina Kwiatów" wyglądało jak jakieś pustkowie post apo, ale to pewnie też przez ludzi.
Geralt wśród bujnej zieleni Doliny Kwiatów.
Cała reszta odcinka skupia się na Yennefer zanim została czarodziejką. I wątek byłby ok, nawet bardzo, gdyby nie kilka ale. Facet (Istredd) w żeńskiej szkole sobie przebywa jakby nigdy nic. I siedzi przy czaszkach (jak się okazuje biednych elfów zabitych przez złych ludzi, bo jakże by inaczej). Dziwne rzeczy też są uważane za porażkę. Uczennice mają złapać piorun do butelki, przy czym jedna obrywa i mało nie ginie. Yennefer coś nie wychodzi, absorbuje ją i jeszcze jest w stanie z powrotem ją wystrzelić w inną osobę. No ale miała ją złapać w butelkę, pała, zapraszamy na drugi termin. A o co chodzi z zamianą części uczennic w węgorze to już naprawdę nie wiem. Były nimi od początku? Zamienili je za karę, bo oblały? Ja tam nie wiem i nie chce mi się wnikać (później się dowiedziałem, że to była właśnie kara za oblanie, a te węgorze, najwyraźniej elektryczne, zasilają szkołę. Nawet nie będę komentował tego idiotyzmu).
Za charakteryzację Yennefer przed przemianą duże brawa.
I to w sumie tyle. Jedne rzeczy lepsze niż w pierwszym odcinku, inne gorsze. Tematu Ciri nie poruszyłem, bo mi się jej wątek z odcinków 2 i 3 zlały w jedno.
Recenzje następnych odcinków będą się pojawiały częściej, bo będę miał trochę więcej czasu.