Wiedźmin 3. Zdradziecki Księżyc.
Odcinek numer czy i strzyga. I wincyj Yennefer. Na początku jakiś randomowy wiedźmin sobie chodzi, ale długo z nami nie będzie, bo jest lamusem, który wchodzi w miejsce, gdzie nie ma swobody ruchów. Potem przyjeżdża Geralt i napotyka strajkujących górników (polski ślad!). Ci bardzo go proszą o pomoc, ale zgromadzenie zostaje rozwiązane przez lokalnego przedstawiciela władz wraz z obstawą, który to każe wyemigrować z Temerii i daje mu kilku zbójcerzy dla pewności, że posłucha. Tutaj interweniuje Triss (popisująca się zarówno oszałamiającą urodą jak i burzą kasztanowych włosów) i załatwia mu posłuchanie u króla Foltesta. Coś tam smęcą, Geralt dedukuje z mądrą miną i każą mu odczarować strzygę. Walka ujdzie, ale szału nie ma. Projekt strzygi jest paskudny.
Taka z niej Triss, jak ze mnie baletnica.
Wątek Yennefer. O, tutaj to samo dobro. Spiski, machloje i w ogóle. Kapituła decyduje, którą czarodziejkę gdzie wysłać, ale nikt nie chce do Nilfgaardu, bo tam król (z jakiegoś powodu nie cesarz) jurny jest niesamowicie. Gadają, knują i nic z tego nie wynika, bo Yennefer, która miała tam jechać robi im psikusa i wpada w oko królowi Aedirn. O co chodziło z seksami Yennefer i Istredda przed widownią, nie wiem. Przy przemianie Yennefer "lekko" przesadzili z gore. Momentami było to wręcz obrzydliwe. I po co mieszać tę przemianę z walką że strzygą to chyba tylko tfurcy wiedzą. Bo ja nie.
Przed i po. Niby ładniejsza, ale poziom urody książkowej Yennefer to to na pewno nie jest.
No i jeszcze wątek Ciri z odcinków 2 i 3. Ciri idzie przez las. Od czasu do czasu kogoś spotyka. Zawsze okazuje się, że elfy dobre, ludzie źli (na dodatek rasisty przebrzydłe, co to każą oddać karłowi/niziołkowi/krasnoludowi buty, bo bidna Ciri jest na bosaka). A Calanthe to z jakiegoś powodu postrach elfów. Koniec. Nic więcej nie napiszę, bo odcinek był najnudniejszy jak do tej pory i choćbym chciał, to nic więcej nie wymyślę.
Dodaj komentarz